poniedziałek, 29 lipca 2013

Flos Lek, Żel pod oczy i do powiek ze świetlikiem i babką lancetowatą

Udało mi się wyrwać jakiś czas temu na kilka dni do Polski  i oczywiście nie byłabym sobą gdybym nie poodwiedzała polskich drogerii ;-)

Magdalena, prowadząca blog 30plus beauty, przypomniała mi o tak wspaniałej firmie jaką jest Flos Lek. Kosmetyków tej marki używałam już wcześniej i byłam z nich zawsze zadowolona, potem nie miałam już do nich dostępu i jakoś odeszły w zapomnienie ;-) Aż do teraz.

Na początku skusiłam się na żel pod oczy i na powieki.




Żel znajduje się w małym, poręcznym słoiczku, zawartość to 10 gramów. Żelowa kosystencja zdecydowanie działa na plus, a przy tym niewielka cena,bo coś około 7 zł, ja swój kupiłam w naturze :)

 I przy tym jest bardzo wydajny :)


SKŁAD:


Skład zachęcił, gdyż bogaty jest w wiele naprawdę cennych ekstraktów :) Na trzecim miejscu esktrakt z babki lancetowatej, następnie wyciąg z aloesu, z rumianku pospolitego, szałwii.

Skład: Aqua, Propylene Glycol, Plantain Extract, Euphrasia Officinalis Extract, d-panthenol, Ethoxydiglycol (and) Chamomilla Recutica (Matricaria) Flower Extract (and) Butylene Glycol (and) Glucose (and) Bisabolol, Carbomer, Triethanolamine, Salvia Officinalis (Sage) Leaf Extract, Althaea Officinalis, Root Extract, Imidazolidinyl Urea, Methylparaben



DZIAŁANIE:

Produkt ten przeznaczony jest dla osób, ktorych oczy skłonne są do podreżnień, zmęczone sztucznych oświetleniem, czy pracą przy komputerze.

Żel ten ma zapobiegać powstawaniu worków pod oczami.

Napomknę tylko, że od bardzo dawna nie mogę znaleźć odpowiedniego kremu pod moje kapryśne oczy. Są niemożliwie wrażliwe. Gdy używam jakiegoś silniejszego specyfiku, któremu daleko do naturalnych składników, moje oczy włazwią, szczypią, potrafię się z takimi skutkami borykać nawet kilka dni. Dlatego w pielęgnacji skóry pod oczami muszę używać naprawdę prostych skłądników.
Do tej pory pod oczy aplikowałam oleje, które akurat stosowałam na twarz. Chciałam jednak tę pielęgnację wzbogacić, dlatego sięgnełam po ten krem.

Dodam jeszcze tylko, że borykam się z wielkimi worami i cieniami pod oczami. Cienie niestety odziedziczyłam genetycznie i tutaj może zaradzić jedynie silny korektor :( Prawdizwy problem to jednak te zneinawidzone przeze mnie worki. W moim przypadku to jest naprawdę śmieszna sytuacja, wiadomym jest, że pojawiają się zazwyczaj z niedostatecznej ilości snu. W moim przypadku niestety, gdy śpię zbyt długo - 10-11 godzin (tak tak wiem grzeszę, wypisując tutaj takie rzeczy ;-)) worki pojawiają się także. Może nie są to worki, nie wiem, ale wygląda to tak samo nieatrakcyjnie, jak przy niewystarczającym śnie.

Dobra, ale już dosyć tego rozwodzenia ;-) Jak można łatwo zauważyć, moje okolice oczu do łatwych nie należą. Ale żel ten poradził sobie z nimi doskonale.

Po pierwsze jest niezwykle delikatny. Nie wywołał żadnego podrażnienia. Co więcej, naprawdę koi skórę pod oczami. Przechowuję go w lodówce, więc niska temperatura tylko potęguje działanie ukojenia. Nawilża też wspaniale, to chyba zachwyciło mnie najbardziej.  Nie ściąga. Skóra jest gładka, jakby napięta. I przede wszystkim worki pod oczami naprawdę zostały częściowo zlikwidowane.

Mówiąc krótko, widzę same zalety. Znalazłam swój idealny produkt i jestem pewna, że już na zawsze zagości w mojej kosmetyczce, a raczej lodówce ;-)



A Wy czego używacie do pielęgnacji skóry pod oczami? A może uważacie, że w młodym wieku to jest zbędne? Miałyście już do czynienia z kosmetykami Flos Leku? Zadowolone? :)

piątek, 26 lipca 2013

Drożdżowe początki

Ostatnio na rożnych blogach wiele naczytałam się o drożdżowej kuracji na porost i wzmocnienie włosów, dodatkowo wsparta opinią mojej kochanej babci postanowiłam spróbować!

Dla niewtajemniczonych dodam tylko, że kurcja ta polega na przynajmniej miesięczym piciu drożdży, a mianowcie ustaloną wcześniej ilość drożdży, dla mnie jest to jedna trzecia standardowej kostki, rozgniatam je widelcem, wrzucam do kubeczka i zalewam wrzątkiem, przykrzwam talerzykiem, czekam aż wystygnie no i piję, proste ! :)

Wiele z Was narzeka na okropny smak i zapach drożdży, może wyjdę tutaj na jakiegoć odmińca, ale mnie one po prostu smakują! Piję je z ogromną ochotą! Jest wiele metod ulepszania tego smaku, można o tym poczytać na wizazu. 

Ja nie chcę się tutaj za bardzo o tych drożdżach rozpisywać, jak po miesiącu pojawią się oczekiwane efekty obiecuję wszystko pięknie opisać z mojego punktu widzenia :)

Postanowiłam Wam jednak już o tym wspomnieć, gdyż już na początku pojawił się u mnie niepożądany efekt uboczny... A mianowicie pryszczowy wysyp, okropny bym powiedziała! Byłam naprawdę w szoku, moja cera nie jest wprawdzie idealna, ale raczej pryszcze się na niej nie pojawiają, jak już to naprawdę bardzo sporadycznie, więc byłam i nadal jestem w szoku. Po kilku dniach chciałam z tego picia zrezygnować, bo szczerze powiem robię to z czystej ciekawości. Drożdże mi smakują, są źródłem cennych witamin więc powiedziałam sobie, czemu nie. Tym bardziej, że czytałam, ten wysyp dopada niestety większość dziewczyn, które na to picie się odważyły. Ten wysyp to rodzaj, podobno, swoistego oczyszczenia cery, potem ma być ona w o niebo lepszym stanie, czy tak będzie, już niebawem się okaże :)

A Wz przeprowadzałyście tę drożdżową kurację? Dałyście radę? Jakie były efekty? Chętnie poczytam :)

niedziela, 21 lipca 2013

Laminowanie włosów

W ostatnim poście pisałam o szamponie dodającym objętości Alterry, który sprawdza się u mnie naprawdę świetnie. Jedynym jego minusem był fakt, że nie nadaje on włosom blasku, w żaden sposób ich nie nabłyszcza. Nie powinnam narzekać, bo przecież nie jest to szampon nadający włosom blasku, a szampon zwiększający objętość.


Chciałam jednak jakoś rozwiązać ten problem i tutaj z pomocą przyszła mi babcia, podrzucając pomysł z żelatyną.

Nie trzeba było mnie długo namawiać. Zaczęłam trochę więcej o tym czytać na wizazu i postanowiłam wypróbować.

Czego potrzebowałam?

- żelatyny
- gorącej wody
- odżywki lub maski do włosów
-miseczki
- łyżki
- torebki foliowej bądź czepka foliowego jeśli ktoś posiada
- ręcznika

Jak to zrobiłam?

Zagotowałam wodę, poczekałam aż chwilkę przestygnie. 1 łyżkę żelatyny wymieszałam z 3-4 łyżkami gorącej wody, odstawiłam do przestygnięcia. Gdy mieszanka zgęstniała do postaci żelu dodałam do niej maski do włosów. W moim przypadku były to dwie łyżki, choć jedna zdecydowanie też starczy. Wymieszałam wszystko razem i nałożyłam sowitą warstwę na wcześniej umyte, wilgotne włosy. Na włosy nie nakładałam już maski, z racji tego, że dodałam ją do żylatyny, byłoby to czyste marnotrawstwo. Na włosy nałożyłam torebkę foliową, owinęłam je ręcznikiem i z takim turbanem chodziłam przez około godzinę. Można oczywiście ten czas zredukować, podgrzewając turban suszarką, ale ja unikam suszarki jak ognia, wiec odsiedziałam godzinę.

Po tym czasie wypłukałam bardzo dokładnie wlosy letnią wodą, zawsze tak robię, aby zamknąć łuski włosowe. Następnie czekałam kolejną godzinę aż wyschną, muszę przyznać szczerze byłam bliska użycia suszarki, tak nie mogłam się doczekać efektu.

I jaki był efekt?

- włosy błyszczące, niewiarygodnie błyszczące, pełne blasku

- niesamowicie miękkie w dotyku, wzgładzone

ostrzegam, nie mogłam przestać ich dotykać, z resztą nie tylko ja, następnego dnia znajoma zauważyła, że "coś" się wydarzyło z moimi włosami i ciągle je dotykała, aby upewnić się, że to możliwe, aby włosy były tak miękkie i gładkie

- moje włosy zyskały na objątości po tym zabiegu, miałam wrażenie, że stały się grubsze

- włosy były niezmiernie łatwe do rozczesania, w ogóle się nie plątały



Jedynym minusem jak dla mnie tego laminowania jest zapach żelatyny, jak dla mnie nie do zniesienia, dlatego polecam wzbrać odżywkę naprawdę o intensywnym zapachu, albo po prostu większą jej ilość, dlatego zamiast jednej, dodałam dwie łyżki maski. Można też żelatynę rozrobić w większej ilości wody - 5,6 łyżek.

Spotkałam się z opiniami, że nadmierna ilość odżywki może ograniczyć efekt laminowania, prawda jest taka że każda z Was musi znaleźć dla siebie idealną proporcję, dla mnie są to dwie płaskie łyżki odżywki.


Należy też uważać na odżywkę, której używamy, gdyż włosy można przeproteinować. przesuszyć.
Ważne jest aby zawierała susbstacje tłuszczowe - emolienty, które zapewnią odpowiednie nawilżenie, chroniąc przed utratą wody. W skladzie należy szukać parafiny, wazeliny, masła kakaowego, alkoholi tluszczowych, można by długo wymieniać. Polecam odżywki Alverde, są zawsze bogate w te substacje. Ogólnie należy wzbierać wśród odżywek do włosów suchych i zniszczonych mówiąc w skrócie, bądź wygładzających. Jeśli nie orientujemy się w tym temacie za dobrze, można po prostu dodać kilka kropel oliwy z oliwek, bądź innego olejku, który akurat posiadamy.

Kurację tę można wzbogacić midem- sposób mojej babci.


Nie należy tego zabiegu powtarzać zbyt często, z racji tego że można włosy właśnie przeproteinować, poza tym efekt utrzymuje się dość długo, do tygodnia nawet, dlatego nie ma potrzeby powtarzania go częściej. Ja osobiście stosuję go na specjalne okazje, gdy naprawdę zależy mi na idealnym stanie moich włosów.



A Wy próbowałyście już proteinowania? Jakie są Wasze spostrzeżenia? Macie swoje modyfikacje tej metody? Chętnie poczytam, co o tym sądzicie :-)













środa, 10 lipca 2013

Szampon dodający objętości Papaja i bambus Alterra


Z racji tego, że jest lato, moje włosy są strasznie niesforne. Wyglądają na oklapnięte, mają większe skonności do przetłuszczania.

I tutaj na ratunek przyszedł mi oto ten szampon :)



Jak to na lato przystało, zapach musi być dla mnie bardzo świeży, pobudząjący i szampon ten spełnia ten wymóg.

Skład jakoś mnie nie zachęcił wybitnie, ze względu na SCS stojący na 3 miejscu, ale podoba mi się ze względu na mango i bambusa, których ekstrakty absorbują promieniowanie UV.

SKŁAD:


Skład: Aqua(woda), Lauryl Glucoside,(poliglukozyd laurynowy) Sodium Coco Sulfate, Cocamidopropyl Betaine, (kokamidopropylobetanina) Lauroyl Sarcosine, Glycerin (gliceryna), Carica Papaya Extract* (ekstrakt z papaji), Bambusa Aurundinacea Stem Extract* ekstrakt bambusowy), Magnifera Indica Extract(ekstrakt z mango indyjskiego), Hyrdoxy Propyl Guar Hyxypropyltrimonium Chloride, Panthenyl Ethyl Ether, Alcohol*, Parfum**, Limonelle* Linalool*, Geraniol*, Citral**.
*-surowce z kontrolowanej biologicznie uprawy.
**-naturalne surowce.


Poliglukozyd laurynowy
substancja powierzchniowo- czynna, usuwająca zaneiczyszczenia z włosów,  rozpuszczlana w wodzie, biodegradowalna, niezwykle łagodna dla skóry głowy. 

Sodium Coco Sulfate 
substancja z grupy siarczanów, pozyskiwana z kokosa, substancja DOZWOLONA w kosmetykach naturalnych zastępująca niecieszący się uznaniem SLS. 

Cocamidopropyl Betaine
substancja powierzchniowo-czynna tak jak Poliglukozyd bardzo łągodna dla skóry głowy, usuwa zanieczyszczenia, ma działanie pianotwórcze.

Lauroyl Sarcosine
kolejna substancja myjąca, otrzymywana z kombinacji naturalnego kwasu glutaminowego i  kokosowych kwasów tłuszczowych.

Gliceryna
posiada silne właściwości nawilżające, chroni przed szkodliwymi czynnikami zewnętrznymi, silnei wyglądza i regeneruje.

Ekstrakt z papaji
ma działanie nawilżające, chroni włosy przed wysuszeniem

Ekstrakt z bambusa
uelastycznia kruche i łamliwe włosy, dodaje im objętości, absorbuje promieniowanie UV, ma działanie antyoksydacyjne.

Ekstrakt z mango
niezwykle bogaty w witaminę C, która super walczy z wolnymi rodnikami.  Zawiera karetonoidy absorbujące UV. Nawilża i kondycjonuje włosy.



DZIAŁANIE:

Tak jak gwarantuje producent, nadaje on włosom objętości. Unosi je od nasady. W moim przypadku nie  zmaga przetłuszczania co też jest dla mnie bardzo istotne. Bardzo dobrze nawilża. Radzi sobie świetnie z myciem po olejowaniu. Bardzo dobrze się pieni. 
Niestety nie nabłyszcza włosów, jak dodatkowo to robił to bywałby w mojej kosmetyczce częściej ;-)



Cena: 2Euro/200 ml


A Wy testowałyście już ten szampon? Co możecie polecić na zwiększenie objętości latem i ochronę przeciw UV? :-)

poniedziałek, 8 lipca 2013

Polskie kosmetyki :)

GODNE POLECENIA?



Już za jakiś czas będę odpoczywać w Polsce i postanowiłam zrobić sobie małą przerwę od niemieckich kometyków :) Do kosmetyczki pakuję tylko niezbędniki. Nastawiam się na wielkie testowanie polskich produktów :-) i wspieranie polskich marek. Moja skóra odpocznie od DM i Rosmannowych marek. Mam swoich polskich ulubieńców, ale chciałabym wypróbować czegoś nowego, niestety nie jestem na bieżąco z tym co się dzieje na polskim rynku komsetycznym.

I tutaj zwracam się do Was z prośbą :-) 

Jakie produkty do pielęgnacji twarzy możecie mi polecić? (mam cerę skłonną do przetłuszczania, ale niezmiernie wrażliwą w oklicach oczu)

Czy macie jakich swoich włosowych ulubieńców? :-)

A co jeśli chodzi o pielęgnację ciała? :-)

O make up nie pytam, bo rzadko stosuję ;-)

Jak pewnie zauważyłyście, preferuję bardzo proste składy, bazujące na skadnikach naturalnych.

Przeglądam Wasze blogi  i mam już małą listę zrobioną, ale chetnie ją rozszerzę o Wasze propozycje :)

Piszcie, przesyłajcie linki recenzji, chętnie poczytam :-)

niedziela, 7 lipca 2013

Dwufazowy płyn do demakijażu Alverde

JESTEM NA TAK!





Postanowiłam zrecenzować dla Was produkty, które można wygrać w przygotowanym przeze mnie konkursie.
Na pierwszy ogień idzie dwufazowy płyn do demakijażu alverde.
Muszę powiedzieć, że naptrafiłam na niego całkiem przypadkiem, do tej pory używałam płynów micelarnych, ale zapomniałam zrobić zapasów i musiałam szybko znależć jakiś zamiennik. 
Lubię produkty Alverde, a w tym przpadku skusiła mnie cena, nie chciałam kupować drogiego produktu, gdyż byłam pewna, że gdy tylko będę w Polsce kupię mój płyn micelarny.
Pozytywnie się zaskoczyłam!


I oczywiście jak już pewnie zauważyłyście, skład jest dla mnie nadzwyczaj istotny.


SKŁAD:

Skład: Aqua, (woda) Glycine Soya Oil*(olej sojowy), Glycerin (gliceryna)  , Alcohol*, Coco-Glucoside(poliglukozyt kwasów oleju kokosowego), Sodium Lactate(sól sodowa kwasu mlekowego), Aloe Barbadensis Extract*(ekstrakt z aloesu zwyczajnego), Simmondsia Chinensis Oil*(olej jojoba) , Persea Gratissima Extract*(ekstrakt z avokado) , Prunus Amygdalus Dulcis Extract*(olej ze słodkich migdałów), Actinidia Chinensis Fruit Extract*(ekstrakt z owoców kiwi) , CI 75810 (chlorofil- naturalny barwnik) , Olea Europaea Oil*(oliwa z oliwek), Helianthus Annuus Seed Oil(olej z nasion słonecznika) , Sodium Coco Sulfate, Disodium Cocoyl Glutamate, Sodium Cocoyl Glutamate, Parfum**, Limonene**(limonen), Linalool (linalol)**.
* Ingredients from certified organic agriculture.
** Natural essential oils.


Wiem, że niektórym z Was ten skład może się wydać nie zbyt "naturalny". Ale nie ma się tutaj czego bać. 

Coco-Glucoside(poliglukozyt kwasów oleju kokosowego) 
-jest to niejonowa substancja powierzchniowo- czynna, po porstu substancja myjąca, bardzo delikatna dla naszej skóry, a także błon śluzowych. Ma także za zadanie łagodzić wszelkie podrażnienia wywołane przez anionowe substancje powierzchniowo- czynne. Poprawia także konsystencję kosmetyku, jest także pianotwórcza. 

Sodium Lactate(sól sodowa kwasu mlekowego) 
- to tylko brzmi strasznie, ale nie ma ze strasznością nic do czynienia. Jest to substancja mająca działanie zmiękczające i nawilżające naszej skóry.

CI 75810(chlorofil- naturalny barwnik)
- występuje także pod nazwą naturalna zieleń 3, chlorofil A, chlorofil z atomem magnezu, E 140, jest to naturalny nieszkodliwy barwnik, który stosuje się także przy produkcji żywności, także nie ma ise czego bać.

Sodium Coco Sulfate 
- substancja z grupy siarczanów, pozyskiwana z kokosa, substancja DOZWOLONA w kosmetykach naturalnych zastępująca niecieszący się uznaniem SLS.

Disodium Cocoyl Glutamate 
substancja powierzchniowo czynna  (myjąca) będąca kombinacją kwasu glutaminowego i naturalnych kokosowych kwasówtłuszczowych, dozwolona w przypadku kosmetyków naturlanych. 

Ponadto w skadzie mamy oleje i ekstrakty - avokado, jojoba, aloes, migdał, które odpowiednie są dla nawet najwrażliwszej skóry. Mają za zadanie nawilżać i uspokajać naszą oczyszczoną skórę.



DZIAŁANIE:

Przed użyciem należy wstrząsnąć, aby fazy wymieszały się ze sobą. 


Olejek naprawdę super radzi sobie z makijażem, nawet tym wodoodpornym (normalnie nie maluję oczu, ale żeby dokładnie go zrecenzować, użyłam tuszów, zarówno normalnego jak i wodoodpornego). Nie podrażnia moich oczu, choć na wizazu czytałam, że jedna recenzentka się na to skarżyła. W takim razie jest to idywidualnie zależne od wrażliwości naszych oczu.

Ja osobiście pokochałam go za to, że pozostawia skórę cudownie nawilżoną (nie przetłuszczoną). Zwłaszcza tę w okolicach oczu. Dla mnie to naprawdę ważne, bo moja skóra tam jest baaaaaaaardzo wrażliwa. Inne specyfiki bardzo często mnie podrażniały, ściągały skórę, w przypadku tego płynu nie ma o co się martwić. To zasługa cudownych olejów i ekstraktów.

W zasadzie po demakijażu nie ma potrzeby nakładania czekokolwiek więcej, jeśli ktoś jest leniuszkiem. Skóra jest naprawdę naprawdę świetnie nawilżona, aż nie chce mi się wierzyć, że mam dokładnie zmyty makijaż, a przy tym jeszcze wypielęgnowaną skórę. Jest naprawdę uspokojona. Oleje nie zapychają, nie wywołują dodtkowych niespodzianek na naszej skórze.

Jestem nim naprawdę zachwycona, dlatego postanowiłam wybrać go do mojego rozdania. Chciałabym poznać Waszą opinię na jego temat, z racji tego, że nie znalazł on jeszcze zbyt wielu odbiorców :)


A jakich specyfików Wy używacie do demakijażu? Co polecacie? Od czego lepiej trzymać się z daleka ?;-)


piątek, 5 lipca 2013

Olejek antycellulitowy do ciała z cytryną i rozmarynem ALVERDE

Mój niezbędnik w walce z cellulitem :-)

W ostatnim poście  Demaskacja Cellulitu podzieliłam się z Wami moim doświadczeniem w tej kwestii.

Jestem przekonana, że najsilniejszą bronią w walce z cellulitem jest po prostu sport, bez niego nawet przy użyciu najlepszych zabiegów, kremów, żelów itp nie zdziałamy NIC.

Jednak gdy regularnie uprawiamy sport (polecam bieganie, pływanie, skakankę i jazdę na rowerze) kosmetyki bez wątpienia są naszymi sprzymierzęcami.

Moim ulubieńcem jest bez wątpienia Olejek z cytryną i rozmarynem firmy Alverde.

Jego pojemność to 100 ml, koszt około 5 Euro.
Pachnie świeżo, cytrusowo, pobudzająco! Nieco podobnie jak wcześniej opisany przeze mnie olejek do włosów Alverde.




Obok tak bogatego składu nie można przejść obojętnie.




SKŁAD:

Skład: Glycine Soja Oil*, (olej sojowy) Rosmarinus Officinalis Leaf Oil* (olej rozmarynowy)-, Citrus Medica Limonum Peel Oil*(olej cytrynowy), Juniperus Communis Fruit Oil,(olej jałowcowy) Cupressus Sempervirens Oil,(olej cyprysowy)   Simmondsia Chinensis Seed Oil*(olej jojoba) , Prunus Amygdalus Dulcis Oil*( olej ze słodkich migdałów), Prunus Persica Kernel Oil (olej z pestek brzoskwini)  , Prunus Armeniaca Kernel Oil* (olej z pestek moreli), Alcohol*, Tocopherol, Ascorbyl Palmitate, Parfum**, Limonene**, Linalool**, Citral**, Citronellol**, Geraniol**, Farnesol**.
* Składniki z certyfikowanych upraw ekologicznych.
** Z naturalnych olejków.


Olej rozmarynowy, cytrusowy oraz jałowcowy są częstymi składnikami preparartów antycellulitowych, ponadto zapobiegają przedwczesnemu starzeniu skóry.

Olej ze słodkich migdałów jest świetnym emolientem, wyraźnie wygładza i nawilża skórę. 
Olej brzoskwiniowy oraz morelowy świetnie zrewitalizuje naszą skórę, wyglądzi oraz ją nawilży. Oleje te są bogate w witaminę A i E, działają także przeciwstarzeniowo. 



ZASTOSOWANIE:

Olej należy stosować najlepiej po kąpieli na lekko wilgotną skórę. Ja osobiście przed wyjściem z pod prysznica traktuję skórę zimnym strumieniem wody, fajnie napina to skórę, poprawia krążenie i świetnie przygotowuje ją na przyjęcie olejku.
Na wilgotną skórę aplikuję niewielką ilość olejku i okrężnymi ruchami wykonuję masaż.  Zalecam stosowanie na wilgotnej skórze, w przeciwnym razie wtarcie olejku może być uciążliwe.
Używam do tego kulkowego masażera, albo szorstkiej gąbki. 
Staram się, aby masaż trwał przynajmniej 10 minut, chociaż czasami nie mam na to po prostu sił i wmasowuję go jak zwykły balsam.
Zalecane jest wykonywanie masażu dwa razy dziennie, ale która z Nas znajdzie do tego motywację... ;-)
Olejek ten idealnie się sprawdza po treningu, skóra jest wtedy cudownie napięta, chłonie olej jak gąbka :-) 



EFEKTY:

Jak dla mnie olej ten stwarza cuda! Już po paru aplikacjach skóra jest bardzo wygładzona, napięta, miła w dotyku!
Redukuje cellulit w znaczący sposób! Przyznaję z czystym sercem, że mnie, przy regularnych ćwiczeniach i stosowaniu tego olejku udało się całkowicie go zwalczyć. W prawdzie nie był on jakoś bardzo rozległy, obejmował tylko/aż pośladki, ale pozbyłam się go, mam nadzieję raz na zawsze ;-) 

Wiadomo jednak, że lepiej zapobiegać niż leczyć, dlatego olej ten na pewno będzie zawsze w mojej kosmetyczce, a żeby to paskudstwo nie wróciło bieganie stało się moim "zdrowym nawykiem" :)

Jakie produkty atycellulitowe polecacie? Po które lepiej nie sięgać? :) A może macie jakieś domowe, skuteczne sposoby? :)