środa, 25 czerwca 2014

Koktajlowa bomba witaminowa

Truskawkowy czas trwa u mnie w pełni :) Ostatnio były truskawkowe PAZNOKCIE, dzisiaj przychodzę do Was z koktajlem, w którym decydującą rolę grają właśnie moje ukochane truskawki.
Akompaniują im banany i pomarańcze :)


Wykonanie jest niezmiernie proste. Miksuję kilkanaście truskawek, jednego banana i dwie pomarańcze. Taka ilość starcza mi na dwie porcje - 400 ml. Nie dodaję nic więcej, żadnego cukru, żadnego jogurtu. Koktajle na bazie jogurtu są moim przysmakiem zimą, latem stawiam na orzeźwienie, jogurt jest dla mnie zbyt ciężki. Przed podaniem koniecznie schładzam koktajl w lodówce.



Dlaczego wybrałam te 3 owoce? Truskawki to sezonowe owoce, które uwielbiam, więc dodaję je do wszystkiego. Bardzo żałuję, że nie są dostępne cały rok. Mrożone to już niestety nie to samo. Truskawki są naładowane witaminą C (mają niej więcej niż pomarańcze czy cytryny), błonnikiem, potasem, fosforem, magnezem. Banan z kolei jest bardzo sycący (1 banan zawiera już około 180 kcal) dodaje energii, zawiera niewyobrażalne ilości witaminy E i potasu.
Jeśli chodzi o pomarańcze to zdecydowałam się na nie, bo zależało mi by koktajl był bardziej płynny. Dodatkowo nadały one lekko kwaśnego, przez co bardziej orzeźwiającego smaku. 

Do tej pory piłam zazwyczaj koktajle na bazie banana i truskawek, bądź robiłam sok pomarańczowy. Połączenie tych trzech owoców jest wspaniałą ucztą dla mojego podniebienia. Idealny smak na letnie upały. Jest bardzo sycący, już jedna szklanka może zastąpić nam jeden posiłek. Piję go zazwyczaj rano, przez co mam naprawdę dużo energii, nie czuję się ospała czy zmęczona, Do tej pory co rano pijałam wodę z cytryną, teraz została ona wyparta przez ten oto koktajl :)

Lubicie koktajle? Jeśli tak to napiszcie mi koniecznie jakie jest Wasze ulubione połączenie :)

Próbowałam koktajlów warzywnych, ale do tej pory żaden nie przypadł mi do gustu :)



sobota, 14 czerwca 2014

Kosmetyczne nowości

Kosmetyki rosyjskie zdecydowanie zdominowały moją pielęgnację. I wcale nie chodzi tutaj o miłość do natury, po prostu są najlepsze ze wszystkich jakich do tej pory używałam.

Wczoraj doszła do mnie paczka, zamówiona na Skarbach Syberii.  

Balsam Babuszki Agafii na kwiatowym propolisie - zdecydowanie moja ulubiona odżywka do włosów. Włosy są po niej miękkie, sprężyste i bardzo nawilżone, czyli jak dla mnie idealne. Przykładam się do napisania recenzji ;-)

Maska marokańska przeciw wypadaniu włosów - jest tak dobrą maską, że zamówiłam sobie aż dwie :-D Takiego głębokiego nawilżenia jeszcze żadna jej poprzedniczka mi nie zapewniła. 

Szampon do włosów suchych. Objętość i nawilżenie - i tutaj znowu się powtórzę, szampon naprawdę nawilża, nie plącze, przedłuża trwałość. zdecydowanie nr 1 wśród szamponów. 

Balsam do włosów suchych. Objętość i nawilżenie - to akurat nowość w mojej kosmetyczne. Zachwycona działaniem szamponu z tej serii, chciałam sprawdzić, czy balsam zda egzamin równie dobrze.

Organiczny olejek arganowy Anti-Age - to akurat też nowość. Olejek arganowy znam i stosuję od dawna, zamawiam zazwyczaj w sklepach z półproduktami, jednak nie podoba mi się to, że są one w plastikowych pojemniczkach. Tutaj butelka jest szklana. Poza tym olejek ma pełno rozmaitych- certyfikatów, jestem ciekawa czy będzie to miało jakiśkolwiek wpływ na działanie.

Organiczna cedrowa pasta Agafii do zębów - miałam ochotę na borówkową, ale już od dłuższego czasu jest niedostępna, dlatego zdecydowałam, że wypróbuję cedrową.


Jestem trochę monotematyczna, bo 3 na 6 produktów, to kosmetyki, które znam i najlepiej się u mnie sprawdzają. Ba! One są wręcz idealne, powodują, że moje włosy są takie, jakie chcę by były :)

Znacie kosmetyki rosyjskie? Lubicie? Które z nich miałyście okazje stosować? Jak się u Was sprawdziły ? :)


Przypominam o ROZDANIU :)

piątek, 13 czerwca 2014

Soczyste usta

Wczoraj było o TRUSKAWKOWYCH PAZNOKCIACH, dziś czas na śliwkę, tym razem na ustach :-)

Długi czas się jej naszukałam. Mimo wielu dostępnych marek, kolorów, bla bla blaaaa, znalezienie odpowiedniej, takiej jakiej obraz sobie stworzyłam w głowie, szminki, było nie lada wyzwaniem. Dostępnych jest wiele kolorów, ale w każdym mi coś nie pasowało, a to brokatowy połysk, a to zbyt duży mat, a to za słaba trwałość, zbyt ciemny, zbyt jasny, mogłabym wymieniać i wymieniać. 

Szukania trwały i trwały aż w Rossmannie pojawiła się szminka Rimmel 380 DARK NIGHT WATERL-OOPS!


Bardzo ładnie prezentuje się z zewnątrz. Nie wiem czy też tak macie, ale opakowanie jest dla mnie niezwykle ważne. Uwielbiam jak coś ładnie wygląda, nawet jak nie na to wpływu na jakość produktu ;-)
Jestem kolekcjonerką rzeczy ładnych zdecydowanie :-D Nie zapomnę jak kupiłam kiedyś w Empiku przepiękne chusteczki higieniczne z wspaniałym kwiatowym wzorem, kosztowały chyba z 8 zł (MASAKRA CO?), i nosiłam je w torebce, nie używając oczywiście (kto normalny smarkałby w taki majątek:D), ale samo patrzenie na nie i fakt posiadania sprawiały mi ogromną radość :-D 


Ale wracając do tematu szminki i jej opakowania. Wygląda ładnie ale gorzej z otwieraniem. Opakowanie (górna część) ma przekrój poprzeczny kwadratowy, co znacznie utrudnia otwieranie. Normalnie nie zwracam na to uwagi, ale tutaj za każdym razem boję się, że szminka mi się złamie, wyślizgnie, czyniewiadomocozrobi, bo nie otwiera jej się lekko, tak jak te o przekroju kołowym (nie wiem jak inaczej to nazwać, wybaczcie ten politechniczny zaciąg;-)). Tak naprawdę jest to niemożliwe, żeby coś się z nią stało, w zasadzie jak tak teraz myślę, to to zamykanie/otwieranie jest bardzo stabilne, i na pewno nie dojdzie do jej samoistnego otwarcia. W zasadzie to zmieniam zdanie i zaczynam twierdzić, że opakowanie jest jednak zaletą tutaj (przypomniało mi się jak kiedyś pomadka w opakowaniu o przekroju kołowym otworzyła mi się w torebce i wysmarowała nią wszystko co w niej było...;/).


A kolor na ustach, moim skromnym zdaniem, jest idealny. Taki jaki sobie wymarzyłam. :) Bardzo soczysty, żywy śliwkowy kolor (śliwkowy chyba co?;-)). Większość fioletów, śliwek wpada albo za bardzo w róż, albo z kolei podchodzi w zbyt ciemny kolor co bardzo topornie wygląda na ustach. Ten kolor jest ciemny, ale ma w sobie coś lekkiego, soczystego, dlatego idealnie pasuje na lato. 



Utrzymuje się długo na ustach i o dziwo nie brudzi mi zębów :-D nie wiem co ja robię, ale za każdym razem gdy się maluję, zęby są całe wymaziane szminką, tutaj bardzo rzadko się to zdarza. Nie wiem czy jest to kwestia tego, że po porostu bardziej się kontroluję, czy po prostu ta szminka jest idealna :-)

Cena: ok 7 Euro/4g
t
W polskich Rossmannach tez jest dostępna, jeśli znacie pomadki z tej serii koniecznie napiszcie mi ile kosztują w Polsce, nie chcę przepłacać, a na pewno moja przygoda z Rimmelem nie skończy się tylko na tym kolorze :-)

Lubicie takie ciemne, żywe kolory na ustach? Czy stawiacie na bardziej neutralne kolory? :-)










czwartek, 12 czerwca 2014

Truskawkowy czaaaaas :-)

Truskawkowy sezon trwa w pełni, z tym chyba zgodzi się każdy :-) Zjadam jej tonami, dodaję do ciast, robię z nich koktajle. 

Dzisiaj zagościły także na moich paznokciach. Moje zdolności manualne jeszcze raczkują, przygoda z lakierami zaczęła się z miesiąc temu. ale wpadłam jak śliwka w kompot :-D Nie wiem co ja robiłam przez 20 lat życia. Lakiery są moim nowym uzależnieniem :)

A truskawkowy motyw na moich paznokciach prezentuje się tak:


Lubicie wzorki na paznokciach? Na jakie kolory stawiacie latem? :)
Jeśli chcecie mogę przygotować tutorial jak taki truskawkowy wzorek wykonać :)

Przypominam też o ROZDANIU :)

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Tango, Mambo, Lambada czyli soczyste orzeźwienie z Baleą

Żele po prysznic to bez wątpienia kosmetyki, które zużywam w hektolitrach :-D Uwielbiam te, które intrygują mnie zapachem, Dobieram je w zależności od pory roku. Zimą preferuję delikatne zapachy - czekolada, wanilia. Wiosna i lato to zdecydowanie pory roku, w których stawiam na orzeźwienie. Olbrzymią jego dawkę gwarantują żele pod prysznic z limitowanej wersji Balei. 

Już same opakowania kuszą kolorem :)

Są to żele pod prysznic, które uwielbiam. Ze względu na cenę (około 1 Euro), ze względu na oszałamiająco orzeźwiające zapachy, które utrzymują się przez pewien czas na skórze. Żele te nie wysuszają skory, co jest olbrzymim plusem. Bardzo nie lubię balsamowania, Balea zaspokaja moje potrzeby w 100%. Na dodatek kosmetyki są nietestowane na zwierzętach.

Pojemność 300 ml.

Składy jak składy, bardzo podobne do innych drogeryjnych kolegów, a cena znacznie niższa więc nie ma po co przepłacać :) 

Melon TANGO


To zdecydowanie moja ulubiona wersja. Pachnie tak arbuzowo, że gdyby mi ktoś zawiązał oczy i kazał wybrać arbuza spośród arbuza i tego żelu tylko na podstawie zapachu, miałabym duuuuże wątpliwości :-D
 

Karambola Lambada


Drugi ulubiony. Nie wiem jak smakuje karambola, jeszcze nigdy nie jadałam, ale jeśli smakuje tak jak pachnie ten balsam, to na pewno stanie się jednym z moich ulubionych owoców :-D Zapach przypomina zapach cytrusów, jest lekko wzbogacony słodką nutą.




Mango Mambo


Pachnie klasycznie jak mango. Gdybym musiała je ułożyć w kolejności od najbardziej do najmniej ulubionych to ta wersja znalazłaby się na ostatnim miejscu, co wcale nie oznacza, że tego żelu nie lubię. Bo bardzo lubię. Po prostu dwa wcześniejsze bardziej przypadły mi do gustu. Z kolei dla mojego Lubego ta wersja jest najlepsza. 


Narobiłam Wam choć trochę ochoty na któryś z nich? Jakich specyfików używacie pod prysznic?

A może używałyście już tej wersji zapachowej? Jeśli nie to przypominam o konkursie w którym można wygrać wybrane przez siebie produkty marki DM, o której zaliczają się kosmetyki Balei :)


niedziela, 8 czerwca 2014

Niedziela dla włosów (4) - włosy mięsiste


W ostatnim czasie moje kosmetyczne zasoby poszerzyły się o kilka włosowych produktów.

Odżywkę z Balei prezentowałam pokrótce w poprzedniej niedzieli dla włosów i muszę powiedzieć, że z każdym użyciem przekonuję się do niej coraz bardziej :)

Najnowszym nabytkiem jest szampon Baikal Herbals Objętość i Siła, który stosowany w pojedynkę powoduje, że włosy są nader sypkie.

Ale zacznijmy może od początku. Już w sobotę przed spaniem wyolejowałam włosy olejkiem ze słodkich migdałów (swoją drogą to mój numer jeden jeśli chodzi o włosy). Olej zmyłam podczas porannej kąpieli szamponem Baikal, a następnie nałożyłam dosłownie na 2 minutki odżywkę Balei (miało to na celu ułatwienie rozczesania).

Z szamponu i odżywki stosowanych w pojedynkę nie jestem zadowolona. Szukam jednak sposobów, w których te produkty mogą się sprawdzić  i tak było w tym przypadku. Olejowanie dociążyło włosy, dzięki czemu po umyciu nie były sypie a wręcz bardzo mięsiste. Odżywka ułatwiła rozczesanie włosów oraz przypuszczam, że nadała włosom blasku. 

Lekko wilgotne włosy zwinęłam w koczek dzięki czemu uzyskałam delikatne fale.

(nie miałam jak zrobić zdjęcia więc wstawiam z przedostatniej niedzieli dla włosów, gdyż dziś naprawdę prezentowały się identycznie :))


Czy znacie któryś z używanych przeze mnie produktów?